sobota, 6 października 2018

Na naukę


Gdy to przeczytałam, pomyślałam, że to chyba jakiś znak - sygnał. Pomyślałam, że ten starszy pan nakazuje mi ustawić się na starcie czegoś nowego. A tak serio, to był on po prostu ucieleśnieniem tego, co siedziało mi w głowie już od dłuższego czasu. Odwlekałabym to chyba w nieskończoność gdybym nie zrobiła tego kroku teraz. I tak oto leżę w łóżku i dokonuję w głowie podsumowania pierwszego dnia zajęć na kierunku pedagogika, specjalizacji edukacja przedszkolna i wczesnoszkolna. Nie do końca jest tak, jak sobie wyobrażałam, ponieważ spodziewałam się bardziej otwartych umysłów i szerszych horyzontów, jedak jestem tam i uczę się! I zamierzam wycisnąć z tej sytuacji jak najwięcej😊

poniedziałek, 1 października 2018

Bartnik Sądecki


W ogóle nie spodziewałam się, że Bartnik Sądecki okaże się TAKIM miejscem. Wzmiankę o nim znalazłam w przewodniku "Małopolska". Doczytałam, że mieści się tam Muzeum Pszczelarstwa, ale nawet nie zadałam sobie trudu, aby poszperać w Internecie w poszukiwaniu zdjęć i szerszych informacji. Wspomniałam o tym miejscu szwagierce, a ona dotarła do info, że oto za dwa dni Święto Pszczół w Bartniku i oprowadzanie po Muzeum odbywa się nieodpłatnie i w pakiecie z przewodnikiem. I pojechaliśmy. Miejsce jest świetne. Ilość uli doprawdy imponująca. Ich rodzaje, kształty, kolory.. brak słów na określenie pomysłowości ich projektantów. Pani Przewodnik w bardzo przystępny dla dzieci sposób opowiada o początkach pszczelarstwa, dawnych sposobach na łakome niedźwiedzie (którym wcale nie o miodek chodzi, a o larwy pszczół), typach uli, a także o produkcji miodu (krok po kroku, używając do tego prawdziwych akcesoriów), o tym skąd się bierze królowa i jak ją rozpoznać, jak długo żyje pszczoła, gdzie ma umiejscowione oczy itp. Dzieciom zadawane są cały czas pytania. Na zakończenie wykonują ul dla pszczół samotnic. Na polanie pasą się koniki, jedną zagrodę zamieszkują kozy, są też dwa większe kurniki, drewniane kolorowe figury, restauracja oraz miodowy sklepik z różnościami. Zwiedzanie z przewodnikiem + szwędanie się po zakamarkach zajęły nam około 2,5h. Oczywiście, że polecamy.































piątek, 21 września 2018

Ludzie ze snów


Niektórzy ludzie w mojej głowie są od lat zakurzeni i pokryci pajęczyną - jakby mogło się wydawać- zapomnienia. A jednak mózg czasem lubi sięgać w te zapomniane rejony i serwować mi nocą sny utkane z historii, które może się zdarzyły, a może to ja chciałam aby się zdarzyły, a tak serio to wcale ich nie było. A może jednak były? Przy prawie wszystkich osobach, którymi dane mi było choć jakiś czas w życiu otaczać się z własnego wyboru, pozostawiłam sporo sympatii i ciepłych uczuć. Trochę więc dziwnie, ale i wspaniale, jest obudzić się rano po nocy spędzonej w towarzystwie twarzy z dawnych lat. Zawsze wtedy mam ogromną nadzieję, że życie łagodnie się z nimi obeszło, że nie stracili hartu ducha, w sercu dalej mają lub chociaż miewają wiosnę, a twarze zdobią im te same uśmiechy. Chciałabym im wysłać telepatycznie moc ciepła i dobrych myśli. I wysyłam. A nuż przesyłka dotrze - tak jak u mnie - pod postacią snów? A nuż w najbardziej ciemnym z ciemnych momentów? W końcu tuż za rogiem czai się jesień. Niejedna osoba będzie potrzebowała na swojej drodze bezinteresownego uśmiechu, który podniesie ją na duchu w nadchodzących zapłakanych deszczem miesiącach.

środa, 19 września 2018

Inną drogą


Zawsze własną drogą, zawsze inną niż my. Jeszcze przywykamy, coraz częściej kwitujemy to uśmiechem z rodzaju tych "pod nosem". Tak wyszło, rosną nam indywidualiści. Dzieci sprecyzowane, wiedzące czego chcą. Idą po to i nie sprawdzają co majaczy im za plecami. A my? Coż, próbujemy dotrzymać im kroku, być nieopodal, pozwalamy decydować. Towarzyszymy im z nadzieją, że zawsze będą wiedziały co lubią, czego nie, czego pragną, a czego sobie nie życzą. Fajne te nasze dzieciaki:)

czwartek, 16 sierpnia 2018

Miasteczko X


A było tak. Mieliśmy zostać w Macedonii 3 dni, resztę czasu spędzić w Albanii, a w drodze powrotnej zatrzymać się na nocleg i zwiedzanie w greckich Salonikach. 
Połowie ludzi na świecie pomysły udaje się zrealizować co do joty. My stanowimy jednak tę drugą część. Dlatego w Macedonii spędziliśmy tydzień. 
Tymczasem znaleźliśmy się w miasteczku X. Gdy dojechaliśmy do celu, powoli zapadał zmrok. Stanęliśmy niedaleko miejsca docelowego, M. poszedł sprawdzić czy da się zaparkować bliżej, i wracając po chwili powiedział uradowany: myślę, że to strzał w dychę. 
I to zdecydowanie był strzał w dychę. W setkę nawet. Wyświechtany zwrot "raj na ziemi" był pierwszym który przyszedł mi do głowy gdy zobaczyłam to, w środku czego przyszło mi się znaleźć. Nie zamierzamy dzielić się tą miejscówką. Zostawiamy to z premedytacją dla siebie, ponieważ bez sąsiadów w postaci turystów, z pasikonikami, żabami i cykadami, czuliśmy się jak na rajskiej wyspie. Wrócimy tam kiedyś. Tymczasem poprzeglądam zdjęcia...










Jak ten


Miewam takie beznadziejne dni jak ten oto dzisiejszy. Sama nie wiem, czego potrzebowałabym do poprawy nastroju. To takie momenty, w których wszystko z czego jestem dumna każdego innego dnia, akurat dziś poddaję w wątpliwość i zasadność. Odbieram temu wszystkiemu sens i wartość. Trochę się chłostam bezsensu i nie wiadomo po co. Bo do jutra wszystko się przecież zmieni i minie. Prześpię się ze wszystkimi nieciekawymi myślami i pożegnam je w momencie, w którym zasnę. Rano znów rozpocznę dobry dzień i chociaż to wiem to jednak nadal się ze sobą męczę. Może pomoże gdy to tutaj wypluję?
M. mawia, że najgorsze co mogę zrobić prowadząc samochód, to wykazać się niezdecydowaniem. Sądzę, że tę myśl można śmiało odnieść również do życia. Trzeba być pewnym swoich wyborów, wartości, ścieżek, na które się zdecydowaliśmy. Nie można pozwolić na to, aby jakieś niezadowolone głosy z zewnątrz namieszały nam w postanowieniach, priorytetach, planach. Czasem daję sobie zaszczepić maleńkie ziarnko niepewności. Nadal. Z całą pewnością dzieje się to już rzadziej niż przed kilkoma laty, jednak czasem ktoś jeszcze potrafi zburzyć mój spokój. Pracuję nad pewnością siebie i poczuciem własnej wartości bo to jest klucz do tych wszystkich bzdurnych i smętnych momentów. Taki klucz do drzwi, za którymi wszystko to, co w głowie niechciane, zostaje szczelnie zamknięte. Chciałabym posiąść ten klucz. Mam niegasnącą nadzieję, że kiedyś trafi on w moje ręce. Że będę dumna z tego kim jestem, z tego co robię, jak żyję, w taki niczym niezmącony sposób. Że żadnym słowom czy myślom nie pozwolę odebrać sobie radości i pewności obranego kierunku.

piątek, 10 sierpnia 2018

Sad


Mam coś z sadami. Nie wiem skąd wzięło się to ich umiłowanie, nie wiem dlaczego trwa od zawsze i nie przechodzi i nie rozumiem skąd akurat sady jabłkowe a nie na przykład gruszkowe czy wiśniowe. Do śliw również nie czuję ponadprzeciętnej sympatii. Może to jakieś pokoleniowe dziedziczenie? W sumie to samo mam z wierzbami..
Gdy dziś trafiłyśmy do sadu, musiałam Jej zrobić zdjęcie. Tym bardziej, że wracała z fantastyczną w Jej mniemaniu zdobyczą - tekturową teczką z ilustracją Szarego Domku z książki dla dzieci pt. "Szary Domek" Katarzyny Szestak, którą to książkę Hania obdarzyła miłością chyba już ze trzy lata temu. Ona chciała zdjęcie z Szarym Domkiem, ja chciałam zdjęcie sadu z najkochańszą dla mnie dziewczynką na świecie. Obie więc wróciłyśmy ze spaceru zadowolone;) Trzymając się za dłonie rzecz jasna.

niedziela, 22 lipca 2018

Nie moje obietnice


"Jeżeli nie spełniam Twoich oczekiwań - nie obrażaj się. To są Twoje oczekiwania, a nie moje obietnice".

Takie mądre zdanie wpadło mi dziś w lewe i prawe oko. Powędrowało nimi w głąb głowy i tam utkwiło. Chciałam z nim zrobić coś więcej, umieściłam więc tutaj. Żeby nie przepadło. Bo na czeluściach mojego umysłu nie polegam ostatnio wcale. Niestety.

piątek, 20 lipca 2018

To, co najbliżej


Mogę się martwić głupotami i nie-głupotami. Zaprzątać sobie głowę, odbierać spokój, warczeć przez to na dzieciaki, męża, patrzeć krzywo na otoczenie. No mogę, sprawa jasna. Tylko to naprawdę nie schowa moich obaw do pudełka po butach i nie rozwiąże jutrzejszych problemów. One rozwiązują się same. Tak jest i już. Po prostu. Dać przestrzeń, otworzyć głowę i serce, wykazać się cierpliwością, okazać wszystkim odrobinę lub więcej miłości i z pokorą zaczekać na własną kolej. Rozwiązania same znajdą do nas drogę. Wtedy, kiedy Wszechświat uzna, że to już pora. I cieszyć się tym, co zostało najbliżej nas. To liczy się najbardziej. 

czwartek, 19 lipca 2018

Ochryda


W Ochrydzie odłączyłam się od stada.
M. zabrał bachorki na plac zabaw 
(Francio: "Hania! Patrz! Plac zabaw! Jeeeeeest! Plac zabaw!!!! 
Hania: Jeeeeest! Plac zabaw! Możemy? Możemy? Możemy?"),
a ja w tym czasie połaziłam po tej stricte turystycznej części miasta. 
Zrobiłam trochę zdjęć, a potem zapadł zmrok i było mi żal, że to już koniec. 
Wszystko dokoła tętniło życiem.
Kobiety i mężczyźni siedzieli w knajpkach, dzieci bawiły się na chodnikach i trawnikach, jakiś chłopiec dostał się na moje zdjęcie bo próbował łapać żaby, minął mnie burczący kot niosący w pyszczku upolowaną rybę, drewnianą kładką zbudowaną na jeziorze szli goście weselni, ludzie w ogródkach oglądali mecz, słońce zachodziło pięknymi barwami, pięknie podświetlona katedra Św. Zofii zapraszała na spacer zakochanych, cerkiew Św. Jana Teologa okazała się miejscem fajnym z lotu ptaka, przeciętnym jednak o zmroku i z perspektywy własnych nóg. 
Nie chciało mi się wracać. Włóczyłabym się dalej. Było tak ciepło i przyjemnie. Gdy dotarłam do placu zabaw, dzieciaki krzyknęły, że mam koniecznie patrzeć i zaprezentowały mi zjazd z zakręconej zjeżdżalni na plecach, głową w dół... jakże urocze zwieńczenie dnia:)