czwartek, 26 października 2017

Ja to ja


H: Mańciu, jakieś dziwne te spodnie. Mają jakieś szerokie nogawki, a tu wiszą mi do kolan.
Ja: Właśnie fajne, moje są takie same i wygodnie się w nich chodzi.
H: Tak Mami, ale Ty to Ty, a ja to ja.

Nie da się ukryć. Ona to ona, a ja to nie ona. Albo ona to nie ja. Ona to też nie Francio i nie Tatik. Oni zaś to nie ja. Ja to nie moja Mama ani moja Babcia. Hania to nie jej koleżanka. I na pewno ona to nie Francio. A on to nie żadna ciocia czy Dziadziuś, kolega czy Tatik. On to on. On jest sobą. I ona jest sobą. Hanią. I chce po swojemu. Czyli haniowemu. I ja jako matka czasem o tym zapominam. Ale umówiłam się z tą moją Hanią, że jeśli Jej się zrobi niewygodnie, jeśli poczuje że Jej coś narzucam swojego i wtrącam się tam, gdzie nie słychać mojego imienia, to ona mi przypomni. O tym, że każda z nas ma swoją własną skórę, w której żyje. I tej skóry się nie pożycza, się nią nie dzieli. Nie żyje się w niej z kimś. Jest unikatowa i należy ją pielęgnować tak, aby było nam w niej całe życie do twarzy i do serca. Aby była naszym znakiem rozpoznawczym. Produktem zastrzeżonym obejmującym to wszystko, co ogarnia ludzki wzrok, ale też to co kłębi się w głowie, która porusza się w ciepłych rytmach naszych niepowtarzalnych serc.

P.s. Autorem zdjęcia jest Hania.
P.s2. Najwyraźniej mam jakiś problem z uczeniem się na błędach. Wczoraj znów próbowałam wciskać Jej te spodnie..

Maudie


"Maudie" wyświetlana była jedynie przez momencik. O historię tej fantastycznej kobiety kina nie walczyły, toteż poznać można ją było tylko w tych niewielkich studyjnych. Miałam nadzieję, że wybiorę się na ten obraz po powrocie z Irlandii, jednak zaskoczyłam się całkiem niemiło, gdy okazało się, że już po wszystkim i teraz mogę jedynie żywić nadzieję, że może zostanie przypomniany w ramach jakiegoś cyklu. Długo samą nadzieją karmić się nie musiałam. Całe szczęście, bo lubię smacznie zjeść. Już w niedzielę o 13:00 rozparłam się w starych fotelach kinowych Domu Kultury Świt.
"Nie słuchaj złych podszeptów..." jak śpiewał Hey. Staram się. Na ogół polegam tylko na mojej intuicji. I nie zawiodła mnie i tym razem. "Maudie" to cudowny film. Przede wszystkim o miłości, o marzeniach, o pasji i przywiązaniu, o rezygnacji z siebie na rzecz bliskiej nam osoby. O mentalnej zmianie zachodzącej w ludzkich głowach pod wpływem ciepłych uczuć żywionych do drugiego człowieka. O fantastycznie optymistycznym nastawieniu do życia. O radzeniu sobie pomimo. O wybaczaniu. Pomimo niesprzyjających niekiedy okoliczności losu. Przede wszystkim jednak o miłości. O żadnym tam romansie z reklamowej ulotki. A skąd! O pełnoetatowej miłości do grobowej deski. Nie tej szalonej, ślepej, romantycznej, ale tej dojrzalszej, po przejściach, przybierającej na sile wraz z upływem czasu, wraz z postępującą chorobą, z troską o drugą połówkę. O dwóch osobach, które spotkały się bo były sobie potrzebne i dalej poszły już razem. I wcale nie szły po dywanie z róż.
Wspaniała, cieplutka i kochana w roli Maudie Lewis, Sally Hawkins. Gdybym spotkała na swej drodze Maudie - przytuliłabym ją. Takie mam odczucia. Ethan Hawke? Żadna z jego fanek nie wyjdzie z kina zawiedziona. Po prostu fantastyczny w roli Everetta. I przystojny jak zawsze. Film kameralny, delikatny, nastrojowy. Taki, jakie uwielbiam. Polecam gorąco.

Blade Runner 2049


Sprawa wygląda tak. Z seansu wyszliśmy w poniedziałek około południa. Od tamtego czasu namówiliśmy wszystkie napotkane osoby żeby KONIECZNIE wybrały się na ten..no właśnie. Nazwać go najzwyczajniej w świecie filmem nie wypada. To coś więcej. Nawet nie zamierzam się rozpisywać, ponieważ żadne słowo pisane i tak nie odda klimatu i nastroju filmu. A moje odczucia? Cóż, jeśli ktoś wie jak to jest siedzieć w kinie, widzieć obraz, słyszeć dźwięki i muzykę i być tak przepełnionym radością z tych doświadczeń, że aż strach o eksplozję - wie o czym piszę. Euforia. Wyszłam z sali z niesamowitym poczuciem zaspokojenia. Po moc takich wrażeń idzie się do kina. Uwielbiam piękne fotografie, piękne kadry. Przez 2,5 godziny filmu, każdy kadr przemawiał do mojego poczucia piękna. Jestem zachwycona. Wspaniałe doświadczenie. Dodam, że film posiada fabułę, wspaniała muzyka wypłynęła z głowy Hansa Zimmera, a efekty specjalne..hmm..jeśli komuś wydaje się, że osiągnięto w tym temacie wszystko, to będzie zmuszony zweryfikować swój pogląd. 
Dodam, że urodziłam się w drugim roku lat osiemdziesiątych. Dodam, bo być może nie jest to nieistotne przy odbiorze filmu.
Spotkałam się z opinią, że film nie jest wcale extra bo jest kalką "Blade Runnera" z 1982 roku. Nie zgodzę się. To jest sequel. To tak jakby mówić, że w filmie "Harry Potter i więzień Azkabanu", Hogwart i wszystko co go dotyczy wyglądało jak w pierwszej i drugiej części przygód Harry'ego Pottera. Jakaś pomyłka. Ta sama osoba stwierdziła, że nie będzie kultowy bo w weekend otwarcia nie odniósł finansowego sukcesu. Nie wiem tylko od kiedy miarą kultowości są tłumy ludzi w kinach i zarobione na produkcji pieniądze. O takich filmach mówi się przebój lub używa przymiotnika kasowy. Natomiast na miano kultowego filmu, obraz pracuje latami. 
Czy jest jakieś słabe ogniwo w tej produkcji? Ano jest. Harrison Ford. Nie wzniósł się niestety na wyżyny aktorstwa. Nie należy się tym jednak martwić. Plakat do filmu jest typowym marketingowym chwytem (w moim odczuciu plakat jest skrajnie beznadziejny), który sugeruje spory udział Forda w filmie. W istocie zaś jest go na szczęście jak na lekarstwo. 
Ponieważ, tak jak wspomniałam, plakat jest daleki od poziomu przyzwoitości, wstawiam kadry z filmu. Wyszperane w Internecie. Wspaniałych wrażeń w kinie:)
P.s. a jednak wzięłam się i rozpisałam.





środa, 25 października 2017

Kwintesencja


Są miejsca, które nas wyjątkowo przyciągają, prawda? Takie, że nawet gdyby nas ktoś z zaskoczenia o 3 nad ranem spytał: jedziesz? To bez namysłu odpowiesz: no jacha!
Marzą mi się Malediwy. Od zawsze. Albo Mauritius. Marzą mi się.
Jednak miejsce, które mnie do siebie przywołuje, ma zupełnie inną długość i szerokość geograficzną. To nad wyraz dziwna sprawa z tym miejscem biorąc pod uwagę, że jestem baaaaaardzo ciepłolubną osobą. A tam deszcze, wiatry i chłód. I mżawka. I mgła. I magia w tym wszystkim. To miejsce to Irlandia. Właśnie wróciliśmy z naszej trzeciej irlandzkiej wyprawy i wiem jedno: nie była naszą ostatnią. Szacujemy, że potrzebujemy jeszcze około dwóch tygodni na spokojne zobaczenie wszystkiego tego, co do zobaczenia nam zostało. A potem Szkocja. I Walia. I Anglia.
Podczas tej podróży sięgnęliśmy po nowy środek transportu. Wypożyczyliśmy samochód. Ruch lewostronny z perspektywy miejsca pasażera robi niesamowicie dziwne wrażenie. Cały czas patrzyłam w lusterka, pierwszego dnia byłam przekonana że ktoś mi odkręcił kierownicę, a patrząc na pobocze po lewej stronie miałam wrażenie że M. chce nas wywieźć w krzaki. Pierwsze skrzyżowanie w mieście i pierwsze rondo były niesamowitymi doświadczeniami, które zostaną z nami na zawsze:) M. nie potrzebował wiele czasu żeby wszystko ogarnąć, wolałabym jednak nie zgłębiać zakamarków umysłu mojego męża w momencie, w którym po raz pierwszy znalazł się za kierownicą po prawej stronie samochodu, z dwójką dzieci z tyłu i żoną po swej lewicy. Okazał się jednak dzielną i silną jednostką. Powiedziałam mu więc, że z nim to nawet do Mozambiku.
Z wyborem zdjęcia do tego postu nie miałam najmniejszego problemu. Gdy w samochodzie, podczas jazdy przez Slieve Gullion Forest Park zawołałam: zatrzymaj się! Wiedziałam, że oto mam przed nosem całą magię Irlandii. Klify? Owce? Zamki? Owce? Parki? Owce? Plaże? Owce? Kamienne murki? Znów owce? Mili i towarzyscy ludzie? Tak, wszystko się zgadza. Ale to ta mgła, wśród skał, gdzieś wysoko, gdzie owce nie rozumieją dlaczego tu jesteś i skąd się wziąłeś, jest dla mnie kwintesencją. Za tą mgłą kryją się wszystkie legendy, historia, bohaterowie książek.. W tej mgle zaklęta jest porcja czystej magii.

niedziela, 22 października 2017

Sól



Gdy pod koniec sierpnia leciałam z dzieciakami do Burgas, oczom naszym, po wielu, naprawdę wielu minutach turbulencji, chyba dla równowagi, ukazał się ten przepiękny widok.
W taki oto sposób, tuż przed Burgas, odparowując ze zbiorników wodę morską, pozyskuje się sól. Jeździliśmy do i z Burgas wiele razy. Mijaliśmy więc to miejsce nie raz czy dwa. Nigdy jednak z perspektywy okna samochodu nie wyglądało tak pięknie, tak kolorowo i interesująco. A z lotu ptaka? Proszę bardzo. Istne cudo.
Ale przecież nie od dziś wiadomo, że są różne perspektywy. Te perspektywy uświadamiają nam, że nie istnieje kwestia, która byłaby jednowymiarowa. Staram się o tym pamiętać, lecz zdarza się oczywiście, że nie do końca mi to wychodzi. A wiem z doświadczenia, że gdy się z tym człowiek oswoi, zrozumie i zakoduje, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia, to świat stanie się niesamowicie przyjazną przestrzenią, w której każdy drobiazg znajdzie swoje miejsce, każde pytanie napotka odpowiedź, a każda sytuacja będzie miała swoje wytłumaczenie.