czwartek, 16 sierpnia 2018

Miasteczko X


A było tak. Mieliśmy zostać w Macedonii 3 dni, resztę czasu spędzić w Albanii, a w drodze powrotnej zatrzymać się na nocleg i zwiedzanie w greckich Salonikach. 
Połowie ludzi na świecie pomysły udaje się zrealizować co do joty. My stanowimy jednak tę drugą część. Dlatego w Macedonii spędziliśmy tydzień. 
Tymczasem znaleźliśmy się w miasteczku X. Gdy dojechaliśmy do celu, powoli zapadał zmrok. Stanęliśmy niedaleko miejsca docelowego, M. poszedł sprawdzić czy da się zaparkować bliżej, i wracając po chwili powiedział uradowany: myślę, że to strzał w dychę. 
I to zdecydowanie był strzał w dychę. W setkę nawet. Wyświechtany zwrot "raj na ziemi" był pierwszym który przyszedł mi do głowy gdy zobaczyłam to, w środku czego przyszło mi się znaleźć. Nie zamierzamy dzielić się tą miejscówką. Zostawiamy to z premedytacją dla siebie, ponieważ bez sąsiadów w postaci turystów, z pasikonikami, żabami i cykadami, czuliśmy się jak na rajskiej wyspie. Wrócimy tam kiedyś. Tymczasem poprzeglądam zdjęcia...










Jak ten


Miewam takie beznadziejne dni jak ten oto dzisiejszy. Sama nie wiem, czego potrzebowałabym do poprawy nastroju. To takie momenty, w których wszystko z czego jestem dumna każdego innego dnia, akurat dziś poddaję w wątpliwość i zasadność. Odbieram temu wszystkiemu sens i wartość. Trochę się chłostam bezsensu i nie wiadomo po co. Bo do jutra wszystko się przecież zmieni i minie. Prześpię się ze wszystkimi nieciekawymi myślami i pożegnam je w momencie, w którym zasnę. Rano znów rozpocznę dobry dzień i chociaż to wiem to jednak nadal się ze sobą męczę. Może pomoże gdy to tutaj wypluję?
M. mawia, że najgorsze co mogę zrobić prowadząc samochód, to wykazać się niezdecydowaniem. Sądzę, że tę myśl można śmiało odnieść również do życia. Trzeba być pewnym swoich wyborów, wartości, ścieżek, na które się zdecydowaliśmy. Nie można pozwolić na to, aby jakieś niezadowolone głosy z zewnątrz namieszały nam w postanowieniach, priorytetach, planach. Czasem daję sobie zaszczepić maleńkie ziarnko niepewności. Nadal. Z całą pewnością dzieje się to już rzadziej niż przed kilkoma laty, jednak czasem ktoś jeszcze potrafi zburzyć mój spokój. Pracuję nad pewnością siebie i poczuciem własnej wartości bo to jest klucz do tych wszystkich bzdurnych i smętnych momentów. Taki klucz do drzwi, za którymi wszystko to, co w głowie niechciane, zostaje szczelnie zamknięte. Chciałabym posiąść ten klucz. Mam niegasnącą nadzieję, że kiedyś trafi on w moje ręce. Że będę dumna z tego kim jestem, z tego co robię, jak żyję, w taki niczym niezmącony sposób. Że żadnym słowom czy myślom nie pozwolę odebrać sobie radości i pewności obranego kierunku.

piątek, 10 sierpnia 2018

Sad


Mam coś z sadami. Nie wiem skąd wzięło się to ich umiłowanie, nie wiem dlaczego trwa od zawsze i nie przechodzi i nie rozumiem skąd akurat sady jabłkowe a nie na przykład gruszkowe czy wiśniowe. Do śliw również nie czuję ponadprzeciętnej sympatii. Może to jakieś pokoleniowe dziedziczenie? W sumie to samo mam z wierzbami..
Gdy dziś trafiłyśmy do sadu, musiałam Jej zrobić zdjęcie. Tym bardziej, że wracała z fantastyczną w Jej mniemaniu zdobyczą - tekturową teczką z ilustracją Szarego Domku z książki dla dzieci pt. "Szary Domek" Katarzyny Szestak, którą to książkę Hania obdarzyła miłością chyba już ze trzy lata temu. Ona chciała zdjęcie z Szarym Domkiem, ja chciałam zdjęcie sadu z najkochańszą dla mnie dziewczynką na świecie. Obie więc wróciłyśmy ze spaceru zadowolone;) Trzymając się za dłonie rzecz jasna.