czwartek, 26 października 2017

Maudie


"Maudie" wyświetlana była jedynie przez momencik. O historię tej fantastycznej kobiety kina nie walczyły, toteż poznać można ją było tylko w tych niewielkich studyjnych. Miałam nadzieję, że wybiorę się na ten obraz po powrocie z Irlandii, jednak zaskoczyłam się całkiem niemiło, gdy okazało się, że już po wszystkim i teraz mogę jedynie żywić nadzieję, że może zostanie przypomniany w ramach jakiegoś cyklu. Długo samą nadzieją karmić się nie musiałam. Całe szczęście, bo lubię smacznie zjeść. Już w niedzielę o 13:00 rozparłam się w starych fotelach kinowych Domu Kultury Świt.
"Nie słuchaj złych podszeptów..." jak śpiewał Hey. Staram się. Na ogół polegam tylko na mojej intuicji. I nie zawiodła mnie i tym razem. "Maudie" to cudowny film. Przede wszystkim o miłości, o marzeniach, o pasji i przywiązaniu, o rezygnacji z siebie na rzecz bliskiej nam osoby. O mentalnej zmianie zachodzącej w ludzkich głowach pod wpływem ciepłych uczuć żywionych do drugiego człowieka. O fantastycznie optymistycznym nastawieniu do życia. O radzeniu sobie pomimo. O wybaczaniu. Pomimo niesprzyjających niekiedy okoliczności losu. Przede wszystkim jednak o miłości. O żadnym tam romansie z reklamowej ulotki. A skąd! O pełnoetatowej miłości do grobowej deski. Nie tej szalonej, ślepej, romantycznej, ale tej dojrzalszej, po przejściach, przybierającej na sile wraz z upływem czasu, wraz z postępującą chorobą, z troską o drugą połówkę. O dwóch osobach, które spotkały się bo były sobie potrzebne i dalej poszły już razem. I wcale nie szły po dywanie z róż.
Wspaniała, cieplutka i kochana w roli Maudie Lewis, Sally Hawkins. Gdybym spotkała na swej drodze Maudie - przytuliłabym ją. Takie mam odczucia. Ethan Hawke? Żadna z jego fanek nie wyjdzie z kina zawiedziona. Po prostu fantastyczny w roli Everetta. I przystojny jak zawsze. Film kameralny, delikatny, nastrojowy. Taki, jakie uwielbiam. Polecam gorąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz