czwartek, 26 października 2017

Ja to ja


H: Mańciu, jakieś dziwne te spodnie. Mają jakieś szerokie nogawki, a tu wiszą mi do kolan.
Ja: Właśnie fajne, moje są takie same i wygodnie się w nich chodzi.
H: Tak Mami, ale Ty to Ty, a ja to ja.

Nie da się ukryć. Ona to ona, a ja to nie ona. Albo ona to nie ja. Ona to też nie Francio i nie Tatik. Oni zaś to nie ja. Ja to nie moja Mama ani moja Babcia. Hania to nie jej koleżanka. I na pewno ona to nie Francio. A on to nie żadna ciocia czy Dziadziuś, kolega czy Tatik. On to on. On jest sobą. I ona jest sobą. Hanią. I chce po swojemu. Czyli haniowemu. I ja jako matka czasem o tym zapominam. Ale umówiłam się z tą moją Hanią, że jeśli Jej się zrobi niewygodnie, jeśli poczuje że Jej coś narzucam swojego i wtrącam się tam, gdzie nie słychać mojego imienia, to ona mi przypomni. O tym, że każda z nas ma swoją własną skórę, w której żyje. I tej skóry się nie pożycza, się nią nie dzieli. Nie żyje się w niej z kimś. Jest unikatowa i należy ją pielęgnować tak, aby było nam w niej całe życie do twarzy i do serca. Aby była naszym znakiem rozpoznawczym. Produktem zastrzeżonym obejmującym to wszystko, co ogarnia ludzki wzrok, ale też to co kłębi się w głowie, która porusza się w ciepłych rytmach naszych niepowtarzalnych serc.

P.s. Autorem zdjęcia jest Hania.
P.s2. Najwyraźniej mam jakiś problem z uczeniem się na błędach. Wczoraj znów próbowałam wciskać Jej te spodnie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz