wtorek, 3 lipca 2018

Kruszewo w Macedonii


Kruszewo jest piękne i niezwykle klimatyczne.
W restauracji Roma spotykamy Ilijana, u którego nocowaliśmy w Skopje. Podpowiada nam co zamówić. Kelner mówi po angielsku, objadamy się obłędnym melted cheese, jakąś macedońską, równie smaczną, zapiekanką przygotowaną w glinianym naczyniu, zamawiamy pastramajkę -nie do końca udaną-, oglądamy mecz i jest przyjemnie.
W tym samym czasie pod naszą samochodową wycieraczką ląduje kwitek z opłatą parkingową, której nie możemy uiścić bo "nieczynne do jutra". Pobiegnę później do restauracji podpytać kelnerów co z tym zrobić, bo przecież jakie jutro? Za 2,5h będziemy w Trpejcy. Machają na to ręką i mówią, że nie muszę płacić. Upewniam się po trzykroć. Zapewniają po trzykroć. Uśmiechają się serdecznie więc dziękuję, żegnam się i lecę dalej. Do Makedonium docieramy tuż przed zachodem słońca. Remont pełną parą, wokół porozstawiane rusztowania. Do środka nie wejdziemy, ale Hania woła mnie i pokazuje, że przez szparę widać witraże. Dzieciaki skaczą po słupkach, biegają dookoła, bawimy się w berka, robimy tysiąc zdjęć, z których nadawać się będzie tylko kilka bo już zbyt ciemne niebo nad nami, aby misja fotograficzna zakończyła się sukcesem. I znów do naszej bazy wypadowej wracamy po zmroku. Znów nie jest to łatwe, bo pobocze najeżone niefrasobliwymi pieszymi, a latarni ani jednej. Dzieciaki znów zasypiają w 3 minuty, a my znów pogrążamy się po trochu w muzyce, po trochu w naszych myślach, a w 1/3 w rozmowie. Kolejny fantastyczny dzień za nami.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz