niedziela, 18 grudnia 2016

Ribbons


Mamy z Bratem takie wspomnienie. Wchodzimy latem do kuchni naszej Babci. Ładujemy się wejściem od strony podwórka, gdzie biega słodki kudłaty psiak. Wygląda jak maskotka. Rocky ma na imię. Mijamy więc psiaka, mijamy spiżarnię i..włazimy między te kolorowe paski z jakiejś ceraty, które wiszą w wejściu do kuchni. Zawijamy się w nie, bawimy się nimi. Lubiliśmy to. Nie wiem, czemu to służyło. I czy to w ogóle miało za zadanie czemuś służyć? Czy to zwyzajnie ozdoba taka była? A może po prostu tak podobało się Babci i już. I może nie warto szukać w tym jakiegokolwiek sensu. Grunt, że było i że w nas zostało. Kiedyś opowiedziałam o tym Dzieciom. Podchwyciły temat i zawołały, że też chcą takie coś. O matko! Przecież tego nikt już chyba nie produkuje! Na Ich szczęście jednak, zrobiłabym dla Nich wszystko. Włącznie z tym czymś z paseczków. Nawet nie wiem jak to nazwać! Wiem jednak, że około 63 metry kolorowych tasiemek, jedne nożyczki i jeden pistolet na gorący klej później, jest szczęście Dzieci. I uśmiech na twarzy mojego Brata, gdy mimowolnie na myśl przychodzi mu tamta kuchnia sprzed lat.




1 komentarz: