piątek, 16 grudnia 2016

Aniołek


Kto się lubi ścigać ręka do góry. I wcale nie chodzi mi o jakieś zwykłe zawody. Medal? Puchar? Dyplom? Co to to nie, bo tego to i ja nie lubię. Zwykła nuda;) Bo ja to lubię ścigać się z czasem. Im zostaje go mniej, tym silniej kopie mnie w tyłek wena. Toteż najefektywniej pracuje mi się w dzień, a w zasadzie w noc, przed ostatecznym terminem. Następnego dnia chodzę niczym zombie, ale ta lekkość ducha i samozadowolenie są nie do przecenienia.
Miał być anioł, miał być pomysł, ale go nie było. Nie było go ani 2 tygodnie temu, ani tydzień temu, ani nawet wczoraj o 18:00. Pojawił się dopiero w okolicach godz. 22:00. W ruch poszła stara firanka z Ikei (z torby pt." kiedyś się do czegoś przyda"), koszulka z Decathlonu, jakieś świecące skarby Hansona i maszyna do szycia.
I kolejny wyścig już za mną.
Poranny dialog:
- Mańciuuuu jest? Zrobiłaś?
- No jacha!
- I jest do kostek?
- Przymierz.
- Woooow Mańcia i są nawet kryształy!! Jaka Ty jesteś pracowita!

Hanson uszczęśliwiony przeze mnie, ja dowartościowana przez Nią. Dzień zaczął się świetnie. Niech trwa.

4 komentarze:

  1. a ja dzis szalajalam sie po sieciowkach i szukalam sukienki... a tu taki talent!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jeszcze jedną firanę. Mogę Tobie coś uszyć;)

      Usuń
  2. Kto z pokolenia Ikea ich nie zna:)

    OdpowiedzUsuń