poniedziałek, 10 lipca 2017

Od kołyski


Im więcej osób do przytulania tym lepiej. Przynajmniej ja tak mam. Wierzę, że dotyk, przytulanie oraz czuły, pełen ciepła, miłości lub przyjaźni kontakt fizyczny, potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Koi, uspokaja, oddaje ludzkie ciepło i pozytywną energię. Przywraca nadzieję. I odwrotnie: jego brak może wyrządzić krzywdę i poczynić straszliwe spustoszenia w życiu człowieka. 4 lata temu pojawiła się w naszym domu kolejna osoba do przytulania. To ta postać na drugim planie. Podobnie jak jego siostra, jest on chodzącą pieszczotą i przykładem na to, że zaspokojenie potrzeby kontaktu fizycznego z drugą osobą potrafi naprawić każde nieszczęście. Bardzo ochoczo w to wchodzę, gdyż jestem jedną z tych matek, co to ich ramiona genetycznie zostały ukształtowane pod odpowiednimi kątami, aby trzymając pod obiema pachami swoje dzieci, odczuwały pełną radość, spokój wewnętrzny oraz niczym niezmąconą harmonię w tym nieskończonym trwaniu ze zdrętwiałymi kończynami górnymi.
W przytulankach naszych dzieci dużą rolę odgrywają też ich pluszowi przyjaciele. I muszę tu przyznać, że również w moich przytulankach, oprócz męża, pojawia się jeszcze ktoś. Towarzyszy mi ten ktoś we wszystkich moich dolach i niedolach od zawsze. Widział jak rosnę, jak ząbkuję, zaczynam chodzić. Przytulałyśmy się przy okazji złamanego serca, zawiedzionych nadziei, obaw, złych snów, bolącego ucha, migreny, tęsknoty, apatii.. Tym kimś jest ta wytarmoszona, wyleniała małpa z planu pierwszego. Na imię jej Basia, ma 35 lat, jej ucho nadgryzł dawno temu mój ukochany pies i jest dla mnie najcenniejszą materialną rzeczą jaką posiadam. Jak widać, mój synek czuje się przy niej równie bezpiecznie jak jego mama. Ciekawa jestem, ile osób nadal dba o swoich pluszowych przyjaciół z dzieciństwa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz